Wydarzenia w Ursusie 76 wspominał dla TS ich uczestnik Mirosław Cholewiński.
Do protestu w Ursusie przyłaczył się trochę z ciekawości a trochę z powodu solidarności – w strajku brało udział trzech jego braci. Chłopak tydzień wcześniej odebrał swój dowód osobisty.
- Pamiętam, że był wtedy ciepły, pogodny dzień. Nikt z nami nie rozmawiał. Dyrektor zażądał, aby ludzie wrócili do pracy. Wówczas ponad tysiąc osób wyszło na pobliskie tory kolejowe i zatrzymywało pociągi – mówi Cholewiński
Zomowcy złapali go kiedy wracał do domu z braćmi.
- Na komendzie postawili nas przodem do muru i kazali trzymać ręce do góry, pałowali wszystkich, mnie dopadł szczególny zwyrodnialec. Pałował tak długo, aż osunąłem się na zmienię, wtedy podszedł do niego inny zomowiec i powiedział: temu już starczy - wspomina Cholewiński w rozmowie z Tygodnikiem Solidarność.
Następnego dnia do komendy przyszła matka Cholewińskich, aby zapytać o synów. Wyzwano ją i nie udzielono żadnej odpowiedzi. Po czterdziestu ośmiu godzinach braci wypuszczono.
Tydzień później dostał ponowne wezwanie na komendę.
- Ojciec, który służył w AK i wiele po wojnie wycierpiał, kazał mi wówczas założyć marynarkę i włożył banknot stuzłotowy do kieszeni. Marynarka była po to, aby przy pałowaniu mniej bolało. Chłopak trafił na komisariat na Żytniej w Warszawie. Nie bito go tam, ale cały czas straszono. Jeden z milicjantów, powiedział do mnie: dobrze żeście robili, ale po ch... daliście się złapać - wspomina Cholewiński.
Został skazany na trzy miesiące aresztu za chuligaństwo i niszczenie mienia. Jego bracia otrzymali podobne wyroki. W czasie rozprawy bronił go nieodpłatnie Jan Olszewski. Miesiąc siedział w więzieniu na Białołęce w celi o wymiarach sześć na trzy metry razem z jedenastoma innymi osobami.
Próbowano usunąć go z technikum, ale nie zgodził się na to dyrektor szkoły, „dawniejszy Akowiec”.
- Najgorsze było to, że później nikt nie odszczekał słów, a nazywano nas warchołami, chuliganami i pijakami – wspomina Cholewiński.
Wysłuchał A. Berezowski