Ewa Zarzycka: Jak ja nie lubię rowerzystów!

A A A Pdf Print16x16 Mail16x16
- Jak ja nie lubię tych myszy! – wołał za każdym razem kot Jinks nabity w butelkę przez dwie rezolutne myszki Pixie i Dixie.  Tych bajek w telewizorze dawno nie ma, rowerzyści natomiast są. Czy to w obciskających pupę ubrankach i kaskach w najmodniejszych kolorach, czy w rozciągniętych dresach i japonkach mkną po chodnikach i przejściach dla pieszych przekonani o swej wyższości. Bo rower jest cool.  Samorządy organizują rowerowe maje, śniadania dla rowerzystów, chwalą się ilością punktów, gdzie stalowe rumaki można wypożyczyć. To wszystko rzecz jasna pod hasłem „zdrowy styl życia”. O zdrowie tych, którzy umykają przed rozpędzoną rowerową masą, nikt się nie troszczy. 

Nawet Ministerstwo Infrastruktury ogłaszając pomysł na obowiązkowe karty rowerowe tłumaczy, iż chodzi o to, by cykliści byli bezpieczniejsi na drogach publicznych. A piesi na chodnikach? Na przejściach? O nich powinno upomnieć się Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, tudzież policja. Wszak obowiązuje w Polsce prawo zwane Kodeksem drogowym, gdzie językiem przystępnym zapisano, kiedy rowerzystom wolno na chodnik wjechać. I co? I nic. Nikt problemu nie widzi – ani policja ( jej rzecznik tłumaczył mi kiedyś, że  na chodnikach powinna obowiązywać kultura), ani MSWiA.   Policjanci legitymują  młodych ludzi w metrze ( tylko takich, którzy nie wyglądają groźnie), natomiast przed rowerzystą na chodniku umykają z gracją sarenki.

Sami rowerzyści zaś mają jedno wytłumaczenie – jeżdżą po chodnikach, bo ścieżek rowerowych jest za mało.  A na jezdni nie jest bezpiecznie. Pomijając już to, że jazda na rowerze nie jest obowiązkowa, kto się boi, niech nie jeździ, gołym okiem widać, że to nie do końca prawda. Oto ulica Batorego w Warszawie. Po jednej stronie jezdni  czerwieni się ( pewnie ze wstydu za cyklistów) rowerowa ścieżka.  Mimo to za każdym razem, kiedy tamtędy spaceruję, przegania mnie z chodnika – z tej strony, gdzie ścieżki nie ma,  wściekły rowerowy dzwonek.

Bezkarność jest matką zuchwałości. Bezkarność plus moda daje bezkarność do kwadratu. A przecież to nie jest problem nierozwiązywalny. Trzeba tylko go zobaczyć. Niech no wyjdą policjanci na ulicę i na początek upominają. Raz, drugi. Potem dopiero sypią mandaty. W końcu to oni są współwinni tego ogólnonarodowego olewania prawa.

Ewa Zarzycka

PS. Mój znajomy , też niezrowerowany, opowiadał niedawno, że widział w Londynie tylko jednego rowerzystę na chodniku. To był Polak.   

Tagi:

Komentarze:
AparatArbiter*.dynamic.chello.pl
Niedziela, 2016-06-19 16:41
Z poszanowaniem prawa jest jak z zajsciem w ciążę, albo się jest za albo nie. Nie można domagać się kar za jedne wykroczenia a za inne nie. Jesli chcemy mieć bezpieczny kraj i bezpieczne ulice to musimy przestrzegac prawa w jego całej rozciagłosci. Rowerzyści, którzy łamią prawo, uprawiajac slalom między staruszkami i dziećmi, powinni byc karani tak jak za każde inne wykroczenie. Niedawno widziałem skutki wjechania przez 90-kilogramowego debila na rowerze w 30-kilogramową staruszkę na chodniku. Nigdy tego nie zapomnę. A odnosząc sie do wpisu powyżej; w Danii w tym wyśnionym królestwie cyklistów są wysokie kary za jazdę rowerem po chodniku, który jest dla pieszych a nie rowerzystów.
Aparatzena*.neoplus.adsl.tpnet.pl
Sobota, 2016-06-18 17:58
Droga Pani Ewo rozumiem Pani zdanie, jetem zapalonym rowerzystą, i zdarza mi się jeździć chodnikiem,ale to nie jest zabronione, patrząc z mojej perspektywy prawdziwą plagą są piesi którzy wchodzą na pasy bez oglądania (na słuch) miałem już 2 wypadki przez takie osoby, kierowcy są nie lepsi, jeden wysłał mnie na miesiąc do szpitala, brak ścieżek to jeden problemem,ale kultura jazdy to chyba najważniejszy i jakby każdy częściej wsiadał na rower to by to zrozumiał, a że można pokazują Duńczycy, 36% z nich dojeżdża z nich do pracy rowerem, ja byłbym zadowolony jakby połowa z tego wyniku była u nas w kraju
Dodaj komentarz

Tagi: