Antykomunista, który został bogiem

Pozostawił po sobie romantyczną i krwawą legendę ostatniego wielkiego awanturnika XX w. – carskiego oficera, który został buddyjskim bogiem i który przed śmiercią ukrył gdzieś na pustkowiach Mongolii lub Syberii bezcenne skarby, zebrane podczas licznych łupieżczych wypraw, a stanowiące do dziś obiekt westchnień amatorów przygód.

„Kiedy wspomniałem, że pracuję nad książką o baronie Ungernie, powiedziała coś, w co pierwszej chwili nie mogłem uwierzyć: – Baron Ungern? W mojej rodzinie on jest bogiem… Jej rodzina czciła Ungerna i modliła się do niego” – tak relacjonował swoje spotkanie z młodą mongolską inteligentką w początkach XXI w. podróżnik James Palmer, autor biografii Romana von Ungern-Sternberga: rosyjskiego Niemca; oficera carskiej armii, bohatersko walczącego przeciwko swym rodakom na wschodnim froncie I wojny światowej; przywódcy antybolszewickiej krucjaty w Azji; zdeklarowanego katolika, który stał się żarliwym buddystą, chana i… bóstwa Mongołów; właściciela legendarnego  skarbu; romantycznego i okrutnego awanturnika, którego nieprawdopodobny życiorys stanowić może scenariusz przygodowego filmu. 

Krzyżowcy, piraci, rozbójnicy

Przyszły mongolski bóg urodził się w 1885 r. w austriackim Grazu jako potomek arystokratycznego niemieckiego rodu. Dzieciństwo przeżył w cieniu rodzinnych dramatów: choroby umysłowej ojca (estońskiego szlachcica), będącego jej rezultatem rozwodu, po którym zamieszkał z matką w ówczesnym Rewlu (obecnie stolicy Estonii Tallinie), wreszcie kolejnego małżeństwa byłej baronowej Sternberg z Oskarem von Hoyningen-Huene, którego Roman nie cierpiał.

Młody Sternberg słynął z pychy, obnosząc się ze swym pochodzeniem. Galeria jego przodków mogła jednak w rzeczywistości stanowić tyleż powód do dumy, co zakłopotania dziedzica rodu. Poczesne miejsce zajmowali w niej bowiem nie tylko przedstawiciele królewskich familii Plantagenetów i Habsburgów oraz członkowie Zakonu Krzyżackiego i Zakonu Kawalerów Mieczowych, które stworzyły w średniowieczu potężne państwa nad Bałtykiem, ale także rycerze–rozbójnicy i piraci – tacy jak Otto von Ungern-Sternberg, który w końcu XVIII w. zgromadził krocie, zwabiając fałszywą sygnalizacją statki na przybrzeżne skały Estonii, a po ich rozbiciu, wyżynając załogi i rabując ładunek. Bohater tekstu z estymą wspominał później okrutną anegdotę, dowodzącą dumnej postawy jego rodu, upamiętniającą męczeńską śmierć jednego z przodków, któremu Iwan-Groźny nakazał przybić gwoździem kapelusz do czaszki, gdy odmówił zdjęcia nakrycia głowy w obecności cara. O Ungernach mówiono, iż nawet w obliczu zagłady do samej Arki Noego weszliby niechętnie z obawy przed pospolitowaniem się z plebsem.

Przemysław Waingertner


Cały artykuł w najnowszym numerze "TS" (01/2015)