Jak wyjaśniała, założenie było takie, że z jednej strony pracownicy mogliby dorobić przez jakiś czas, i że to może być antidotum na bezrobocie. Z drugiej strony przedsiębiorca, który miał okresowo więcej zamówień, potrzebował większej liczby pracowników i z góry było wiadomo, że na określony czas. – Więc pasowało mu zatrudnić ich przez agencję pracy tymczasowej, przede wszystkim dlatego, że miał mniej pracy administracyjnej, bo to agencja się rozlicza z pracownikiem itd. – mówiła Grabowska.
Patologie
Prawniczka zaznaczyła, że w 2003 roku w Polsce było tylko 60 agencji. – Nagle się okazało, że to świetny biznes i ta liczba zaczęła lawinowo rosnąć. 10 lat później było ich już 2 tys. I zaczęło dochodzić do patologii – skomentowała. – Po pierwsze, agencje pracy tymczasowej nie mogą zatrudniać pracownika na dłużej niż 18 miesięcy. I cóż robią? Jedne się likwidują, a w ich miejsce powstają nowe. Pracownik cały czas robi to samo, u tego samego pracodawcy, natomiast już przez inną agencję – tłumaczyła Grabowska. – Agencje pączkują, powstają agencje córki i przez nie jest zatrudniony pracownik – dodała.
Całą audycja tutaj
fot. pixabay.com/CC0