Mam wielki kłopot z dobieraniem słów kiedy piszę o aborcji. Nie ukrywam, że emocje, zalewają mi umysł. Wystarczy, ze spojrzę na swoich dwóch chłopców i pomyślę, że ktoś mógłby ich przy użyciu kleszczy rozerwać na strzępy bez znieczulenia, a budzą się we mnie instynkty, których z ostrożności procesowej nie opiszę. Mimo to staram się utrzymać intelektualny pion i nie używać w dyskusji ani argumentów emocjonalnych ani natury religijnej, ponieważ najczęściej dla moich adwersarzy w kwestii aborcji, argumenty religijne by nie trafiły. A ostatnio nie ukrywam, nawet trochę unikałem dyskusji o aborcji, ponieważ wiem jak mnie takie dyskusje emocjonalnie maltretują.
Kiedy jednak usłyszałem Andrzeja Halickiego (PO) i Adama Struzika (PSL) jak w programie „Woronicza 17” powątpiewają w to, że przyczyną aborcji może być podejrzenie Zespołu Downa, zalała mnie krew. Od lat bowiem organizacje pro-life, również w Polsce walczą z aborcją w ogóle a z aborcją eugeniczną w szczególności. Nie wiadomo dokładnie ile spośród przypadków aborcji eugenicznej to przypadki podejrzenia Zespołu Downa, ponieważ postępowe rządy latami te dane ukrywały. Sądząc jednak z doświadczeń innych krajów, a są kraje które chwalą się „likwidacją” Zespołu Downa” (tak jak Dania o czym możemy przeczytać na postępowym portalu Newsweeka: „...Po 2030 r. w Danii przestaną się rodzić dzieci z zespołem Downa - twierdzi gazeta "Berlingske", powołując się na ostatnie trendy w przerywaniu ciąży. Po tym, jak badanie płodu zaczęło być refundowane przez państwo, coraz więcej przyszłych matek zdecydowało się na aborcję...”) jest to procent niemały. Oczywiście są też przypadki inne, takie jak podejrzenie Zespołu Turnera i inne wady. I ciężkie i takie, z którymi spokojnie można żyć. Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie odmówiłby prawa do życia człowiekowi z Zespołem downa czy Turnera. Kaja Godek w Sejmie o tym wszystkim opowiadała. Poseł, który twierdzi, że o tym nie wie albo nie ma pojęcia na jaki temat się wypowiada, albo ma poważne braki intelektualne.
Ze Sprawozdania Rady Ministrów z wykonywania oraz o skutkach stosowania w roku 2013 ustawy z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, wynika, że ilość aborcji eugenicznych w Polsce rośnie. W latach 2002-2013 wzrosła prawie dziesięciokrotnie, co zapewne ma związek ze wzrostem dostępności badań prenatalnych. W związku z czym można domniemywać, że rośnie również ilość przeżywających aborcję dzieci, choć w obawie przed powszechnym, medialnym i środowiskowym potępieniem środowisko położnicze obejmuje tę kwestię zmową milczenia. Tylko czasem do uszu opinii publicznej docierają informacje, takie jak ta o dziecku, które dobito w szpitalu na Madalińskiego w Warszawie, ale również we Wrocławiu (gdzie akurat dziecko próbowano ratować), czy w Opolu. Do tego warto dołożyć praktyki, na których została przyłapana jakże postępowa organizacja Planned Parenthood, która parszywy proceder aborcyjny potrafiła również spieniężyć, handlując organami zabijanych dzieci, deliberując bez skrępowania np. na temat cen ich wątroby, płuc, czy serc.To tylko wierzchołek góry lodowej. Wielkiej koszmarnej góry cierpienia niewinnych, zgotowanego im przez tych, którzy winni im są opiekę i w imię „jakości życia” pełnych postępowych idei i świadomych swoich „praw” dorosłych.
I jeśli dzisiaj słyszę, że panowie posłowie z Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego wątpią tu w cokolwiek, nie dziwcie się, że zalewa mnie krew. A kiedy mówią o tym, że „trzeba zachować spokój” i „ nie podejmować prób zmiany prawa pod wpływem emocji” (cytuję z pamięci) to wiem, że na myśli mają wyłącznie to, że chcą utrzymać obecny stan rzeczy „uświęcony” wprawdzie wielopiętrowymi mądrościami organizacji międzynarodowych, ale urągający fundamentalnemu poczuciu człowieczeństwa. Stan, w którym udajemy, że nie zabijamy, udajemy, że nie widzimy i udajemy, że nie słyszymy przeraźliwego płaczu umierających w samotności dzieci.
W tym sensie odpowiedzialni panowie posłowie są za to dzieciobójstwo odpowiedzialni. I w tym sensie, choć może nieco mniej, bo nie my stanowimy prawo, ale odpowiedzialni jesteśmy wszyscy
Cezary Krysztopa